Main fundraiser photo

Help Nina Get SeRiouS (my SRS fund!)

Donation protected
(Opis w języku polskim poniżej/Scroll down for Polish language version)

Friends! Romance lovers and country music men - lend me your ears!

As you've guessed, my name is Nina, I'm here to ask you for help with a life-changing surgery, and this, for once, is no weak joke. But don't worry, it ain't a tragedy either! Interested? Then get cosy, grab a cuppa and hear...

...The Story of How I'm Still Alive.


The summer of 2022 marks four years since my suicide attempt, back when I was 18 and, without a doubt, at my most miserable. The reason?

I was ashamed.

Stuck in a profound sense of guilt for having grown in what was not only a body but a life role as alien to my being as it was destructive to those around me, I felt hopeless. I saw no possible future that would be worth living through. Not as a man. Not with the childhood memories of praying each evening to wake up as a girl, and certainly not with my openness about the fact that, if I ever had the chance, I'd never have chosen to be born "a boy". And yet, I was too scared of moving forward in my transition...

Poland, where I spent most of my life, does not officially recognise trans people. Those of us who are lucky enough to be binary "exist" thanks to a legal loophole - suing your parents for incorrect assignment of sex at birth (now THAT is a joke if a pretty distasteful one). It took me some time to break the fear and decide to go down this path: the only one that gave me at least a chance to live.

Nevertheless, I don't want this to be a story of discrimination and abuse. Fortunately, it wasn't the case for me. In the beginning, however, I did struggle with indifference and dismissal. Looking back, I'm proud to admit that I started my Hormone Replacement Therapy thanks to my own financial efforts, working as a barista after high school. With time, I've been lucky enough to gain the support of my mum, who's been a true inspiration, raising me single for years, against all odds.

Today I'm an immigrant in the UK, achieving with lots of work, emotional support, and undeniable luck, my fantasy goal ever since 13 - studying at the University of Cambridge. Thanks to my transition, I've been able to grow further as a person, publishing poetry under my true name and feeling that I finally appear in public as myself (closer to what feels right).


(^me, reading my poems at the literary festival Stacja Literatura 2021)

Unfortunately, things are still far from good. Neither my family's finances nor my current job at a restaurant, nor the student bursary (all of which have to cover my current HRT and Major Depression medication partially) allows me to take the step I've been waiting for so long in order to lead a regular, healthy life - my SRS (Sex Reassignment Surgery). Given that I'm still studying, I cannot apply for an appropriate loan. Moreover, I lack the comfort of British citizenship, and my home country doesn't cover SRS under its public health insurance. Given the above, I'm set on undergoing the procedure with Dr Bank at the Suporn Clinic in Thailand within the next two years, which will cost ~20,000£.

Now, to the central question - why GoFundMe? Simply put, it is my deepest hope to add whatever I can collect towards my savings and bring a prospect distant enough to threaten my physical and mental health at least slightly closer to where I am at the moment. In short: I want to wake up one day and, setting my troubles aside, tell that 7-year-old girl that someone has listened to her prayers. I want to thank her for her strength, her dreams, and her persistence in pursuing them. For everything.

And to all of you who've made it this far,
I want to thank you for your attention and support.
Forever grateful, Nina <3


(kisses!)

______________________________________________________

Było zbiórek wiele,
Ale żadna z nich nie śmie być o moim ciele...

Szanowni przyjaciele, umiłowani wszem i wobec!
Jak już odgadliście, mam na imię Nina i zwracam się do Was z prośbą o pomoc w przygotowaniach do koniecznej dla mojego życia operacji (gwarantuję, tym razem to nie byle limeryk). Jednocześnie w te pędy uspokajam, że z opowieści nie wieje też tragedią! Zainteresowani? Rozsiądźcie się więc wygodnie, złapcie filiżankę i posłuchajcie, bo oto...

"Rzecz o niedoszłym zejściu z tego świata".

Lato A.D. 2022, poza skwarem i suszą, przyniosło również, z głębin beznadziei, czwartą rocznicę mojej próby samobójczej, podjętej w wieku 18 lat. Jaki mógłby być powód, pytacie?

Moje serce płonęło wstydem.

Uwięziona w poczuciu winy, czułam jak z każdą chwilą wrastam nie tylko w obce mi ciało, ale i rolę życiową przypominającą kręty labirynt, nieprzyjazny zarówno mi, jak i moim najbliższym. W tamtych chwilach, poczucie otuchy dawno już ze mnie uszło; mówiąc wprost, nie widziałam dla siebie przyszłości. Nie jako mężczyzna. I nie z nawiedzającymi mnie wspomnieniami: te skryte godziny dzieciństwa przepełnione modlitwami o obudzenie się dziewczyną, ta zaskakująca otwartość w przyznawaniu się, że gdyby tylko dano mi szansę, gdybym tylko mogła wybrać inaczej niż urodzić się "chłopcem". Lecz mimo to, tkwiłam w przerażeniu, obawiając się podjęcia następnych kroków w mojej przeprawie...

Polska, kraj w którym przyszło mi się wychować, w świetle prawa pozostaje ślepa na istnienie osób transpłciowych. Ci, którzy podobnie do mnie znajdują nikłe pocieszenie w identyfikowaniu się z jedną z binarnie pojętych płci, "zawdzięczają" swój "byt" specyficznej luce prawnej - pozwaniu własnych rodziców za niedopowiednie określenie płci w akcie urodzenia (TO dopiero, w całym swym absurdzie, zasługuje na limeryk). Przełamanie strachu i podjęcie decyzji w sprawie kontynuowania na tej bądź co bądź okrutnej ścieżce zajęło mi trochę czasu, lecz w zamian otrzymałam bezcen, prawdziwą szansę. Szansę, że jeśli tylko okoliczności nie pozostaną zbyt surowe, będę mogła chociaż wyobrazić sobie dalsze istnienie.

Nie chcę jednak malować portretu mojego dotychczasowego życia w czerni - nie jest to opowieść o dyskriminacji i nękaniu. Na szczęście, los okazał się łaskawszy. Oczywiście nie znaczy to, że nie musiałam walczyć z obojętnością i zbywaniem prawdziwych, zagnieżdzonych głęboko we mnie obaw. Myśląc o przeszłości, z dumą przyznaję, iż rozpoczęłam terapię hormonalną (HRT) dzięki własnej inicjatywie i wysiłkom finansowym, podejmując po liceum pracę jako baristka. Z czasem, i przy ogromnym szczęściu, zostałam w pełni wsparta przez moją mamę, która latami wychowywała mnie, wbrew przeciwnościom, jako samotna matka.

Dziś jestem imigrantką w Wielkiej Brytanii, osiągnąwszy niewyobrażalnym nakładem pracy, wsparcia emocjonalnego oraz przy niezaprzeczalnej dozie przypadku, mój wymarzony cel z czasów, gdy miałam 13 lat - studiowanie na Uniwersytecie w Cambridge. Dzięki tranzycji byłam w stanie rozwinąć się dalej, publikując wiersze pod właściwym mi imieniem i czując, że nareszcie funkcjonuję publicznie jako ja (a przynajmniej bliżej względem mojej percepcji siebie).

(^na pierwszym ze zdjęć powyżej wykonuję kilka spośród moich utworów podczas fesitwalu Stacja Literatura 2021)

Niestety, moja obecna sytuacja jest wciąż daleka od przyjemnej. Ani finanse rodzinne, ani praca w restauracji, czy stypendium (z których pokrywam częściowo koszty terapii hormonalnej oraz leków na nawracającą ciężką depresję), nie są wystarczające do podjęcia następnego, kluczowego kroku, na który czekałam latami - operacji korekty płci (SRS), w moim przypadku niezbędnej do prowadzenia zwyczajnego, zdrowego życia. Biorąc pod uwagę mój status studencki, nie mogę zaciągnąć odpowiedniego kredytu w banku. Co gorsza, nie przysługują mi korzyści, które mogłyby płynąć z posiadania brytyjskiego obywatelstwa. Polska zaś, poprzez swoją służbę zdrowia, nie uznaje SRS za operację godną nawet częściowej refundacji. W obliczu powyższych trudności, zdecydowałam się na przejście operacji u Dr Banka w tajlandzkiej Suporn Clinic w przeciągu (oby) najbliższych dwóch lat - jej koszt to około 20,000£.

Co więc - możecie spytać - stanowi główny cel zbiórki? Prawdę mówiąc, liczę po prostu na dodanie jakiejkolwiek sumy, którą uda mi się tutaj uzbierać do moich dotychczasowych oszczędności, a w konsekwencji przemianę tej przerażająco odległej perspektywy normalnego życia w coś choćby o krok bliższego, ratującego zdrowie mojego ciała i duszy. Innymi słowy, marzę o obudzeniu się pewnego dnia, gdy, odstawiając moje problemy na bok, spojrzę tej 7-letniej dziewczynce w oczy i powiem, że ktoś wysłuchał jej błagań. Marzę o wyrażeniu mej wdzięczności: za jej siłę, jej sny, jej wytrwałość w podążaniu za nimi. Za wszystko.

A tym z Was, którym udało się dotrzeć do końca,
pragnę podziękować z całego serca za uwagę i zaangażowanie.
Na zawsze wdzięczna,
Nina <3

(^^i tak jak na drugim ze zdjęć wyżej, ślę całusy!)

Organizer

Nina Voytala
Organizer
England

Your easy, powerful, and trusted home for help

  • Easy

    Donate quickly and easily.

  • Powerful

    Send help right to the people and causes you care about.

  • Trusted

    Your donation is protected by the  GoFundMe Giving Guarantee.